31 maja w MCK odbyła się konferencja prasowa 50. KFF. Głównym tematem był wydany na jubileusz festiwalu album 1961-2010. Sprawdź jak przebiegało to spotkanie!
Jak uzmysłowić dzisiejszemu młodemu widzowi, korzystającemu swobodnie z szerokiej, całorocznej oferty festiwalowej, czym dla studenta były w latach 70. ubiegłego wieku krakowskie Festiwale Filmów Krótkometrażowych? Może najbardziej na początek przekonywujące będzie przypomnienie nie filmów, które można było zobaczyć na ekranie pachnącego świeżością i imponującego późno gomułkowską elegancją kina „Kijów”, lecz opisanie budzących dziś uśmieszek, a niezmiernie wówczas emocjonujących, scenek festiwalowych.
Jest trudnym już dzisiaj do wyobrażenia faktem, że aby uczestniczyć wówczas w krakowskich festiwalach należało jakiś tajemniczym sposobem zdobyć karnety. Ponieważ nie można ich było kupić – były bowiem ściśle reglamentowane – należało je od organizatorów jakoś pozyskać, czy wręcz wyłudzić. Gdy to się nie udawało, pozostawały inne sposoby – a właściwie kombinacja kilku sposobów. Pierwszy i podstawowy z nich polegał na wyczekiwaniu na koniec pierwszego seansu pod kinem od strony zachodniej, by w chwili, gdy drzwi się otworzą dyskretnie wmieszać się w tłum wychodzących widzów i przemykając pod ekranem wrócić do foyer kina razem z tymi uczestnikami, którzy nie zamierzali po seansie opuszczać obiektu. Gdy raz udało się przedostać na teren kina, pozostawało już tylko korzystać z festiwalowej oferty od wczesnego popołudnia do późnej nocy, gdy kończyły się ostatnie filmowe projekcje.
Kolejny sposób stanowił ważne uzupełnienie pierwszego i wymagał jeszcze większej dozy odwagi, a nawet beszczelności. Będąc już w środku kina, chcąc pomóc innym spragnionym festiwalowych wrażeń entuzjastom należało pożyczyć od któregoś z oficjalnych uczestników dwie „okazówki” i na oczach stojących w wejściu bileterek podać je przez szparę w istniejących wówczas wewnętrznych drzwiach któremuś z tłoczących się przed wejściem znajomych. Można było też raz czy dwa w ciągu dnia wyjść z tymi karnetami na zewnątrz i po chwili ponownie wejść do środka, wprowadzając następnego spragnionego kinomana.
Wszystkie te zabiegi służyły szczytnej sprawie: uczestnictwu w najważniejszej filmowej imprezie, jaka się wówczas odbywała w Polsce, stwarzającej dostęp do bujnie rozwijającej się, przeżywającej wręcz apogeum rozkwitu w kraju i na świecie, twórczości krótkometrażowej. (…)